Szybcy i wściekli 7 - recenzja
Siódemka na siedem - recenzja filmu „Szybcy i wściekli 7”
(Tekst sprzed dwóch lat, początkowo opublikowany na innym blogu. Jako, że już tam go nie znajdziecie, publikuje go tutaj, zwłaszcza że lada dzień premiera ósmej odsłony Szybkich i wściekłych)
Metamorfoza
jaką przeszłą seria „Szybcy i wściekli” jest wręcz niewiarygodna. Zadebiutowała
w 2001 roku jako skromny film sensacyjny, o policjancie przenikającym w
struktury samochodowego gangu, a w obecnej chwili jest typowym blockbusterem,
nastawionym na zysk, ale dającym znakomitą rozrywkę. Bo w tej serii chodzi
głównie o jedno – na być szybko, ostro, bez hamulców. Mają być seksowne,
skromnie odziane panie i muskularni faceci i ma być dużo akcji. Jednym słowem
wysoko budżetowa destrukcja dla uciechy widza. I przede wszystkim ma być to
rozrywka na wysokim poziomie.
W
tym roku przed twórcami „Szybkich i wściekłych” stanęło kolejne wyzwanie – jak
przeskoczyć to co wydawało się nie do przeskoczenia. Jak unieść poziom absurdu
i adrenaliny na jeszcze wyższy poziom zaawansowania. Fabuły tego filmu w zasadzie nie można
traktować poważnie, jest ona (tak jak w przypadku poprzednich części)
pretekstowa i służy jako tło do efektownych pościgów, strzelanin, walk wręcz i
totalnej rozpierduchy. Zasiadając do seansu „Szybkich i wściekłych 7” należy
zaakceptować kilka faktów. Mianowicie, ustalmy, że świat przedstawiony nie jest
nasz, że jest to pewnego rodzaju alternatywna rzeczywistość i przede wszystkim
nie nastawiajmy się na sztukę przez wielkie S, ale demolkę przez duże D.
Wyłączmy receptory mózgowe i dajmy się ponieść dawce absurdu jaki ten film
dostarcza, a gwarantuję, że zabawa będzie przednia. Jak już zadbamy o to,
możemy spokojnie zająć się filmem i odlecieć w krainę dziecięcych fantazji. Na
dwie godziny zapomnieć o otaczającym nas świecie i naszych problemach. Dajmy
się ponieść czystej niczym nie skrępowanej rozrywce. A w zamian dostaniemy
niezniszczalnych bohaterów, sporą dawkę dobrego, czarnego humoru, kilka
czerstwych dialogów (a jakże) i odrobinę wzruszenia, jakiego po takim tytule
się nie spodziewacie.
Po
kolei – w siódmej odsłonie „FF” Dominic Torredo i jego rodzina muszą stawić
czoła bratu pokonanego wroga z poprzedniego filmu. A ów osobnik wyznaczył sobie
za cel zniszczenie ich. Poza tym muszą również przejąć super tajny program do
wykrywania ludzi i jego autorkę, aby nie dostał się on w niepożądane ręce. I
tak zaczyna się nasza przygoda, która nas prowadzi przez ulice Los Angeles,
Abu-Dabi (genialna scena z samochodem spadającym z drapacza chmur i obiadem
arabskich szejków) i Nowego Jorku. Gdzie co rusz niszczone są coraz to lepsze
auta, a prawa fizyki nie maja tu znaczenia. Oczywiście wszystko zmierza do
wiadomego finału, a ten, jak pokazało życie, nie należał do
najprzyjemniejszych. Jednak twórcy filmu podeszli do tematu z wyczuciem i w
znakomitym stylu pożegnali gwiazdę całej serii – Paula Walkera, który zginą w
wypadku samochodowym w listopadzie 2013 roku. W brakujących scenach zagrali
jego bracia, a twarz Paula została nałożona cyfrowo. Końcówka, nawet
największego twardziela zwali z nóg i na długo po seansie pozostawi w
milczeniu. W tych ostatnich scenach film ociera się o wielkość. Nawet jeżeli
nie jesteś fanem tej serii, to dla samej końcówki warto obejrzeć siódmą część.
Oczywiście, w takim przypadku zachodzi
pytanie czy przygoda będzie dalej kontynuowana. Przypuszczam, że tak. Ciężko
stwierdzić w jakim kierunku pójdzie teraz, ale bez Walkera to już raczej nie
będzie to samo. Czas pokaże.
Sylwester „Sly” Sadowski – 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz